06.11.13 (środa) godz.17.00, Scena na Świebodzkim, Wrocław, wstęp wolny
Hasło wydarzenia: Romowie – kanały nienawiści
Jak mocno nienawidzisz? Byłeś kiedyś na śmietniku? Ja tam mieszkam. My „czarni” barbarzyńcy. Tak, ty jesteś niewinny. Nie, ty jesteś obojętny.
Instalacja będzie narzędziem do badania wyobrażeń i emocji wobec mniejszości w Polsce.
Nomada poleca i zaprasza na performance „Roma Movie„, który odbędzie się w ramach premiery w Teatrze Polskim „Zachodnie Wybrzeże. Powrót na pustynię”, nad którą Nomada objęła patronat.
Poniżej zamieszczamy recenzję spektaklu, autorstwa Moniki Kujawskiej. Spektakl „Zachodnie wybrzeże. Powrót na pustynię” zobaczyć można jeszcze 6, 7 i 8 listopada 2013r. Więcej informacji na stronie.
ZACHODNIE WYBRZEŻE. POWRÓT NA PUSTYNIĘ wg dwóch sztuk francuskiego dramatopisarza Bernarda-Marie Koltèsa. Reżyseruje Michał Borczuch. Teatr Polski we Wrocławiu.
Obydwie sztuki dotyczą problemu Innego, Obcego. Spektakl rozpoczyna się od zaproszenia widzów na sceną, gdzie aktorzy, zgromadzenia wokół fortepianu, stoją, siedzą i półleżą w różnych pozach. Wokół aktorów tworzy się krąg widzów, którzy im się przyglądają. Następnie jeden z aktorów rozpoczyna swój monolog niejako zza pleców widowni. Są to bardzo ciekawe rozwiązania, które w pewien sposób przełamują klasyczny podział na scenę i widownię/ aktorów i widzów. Ale szybko te próby przełamania schematu zostają zarzucone i wracamy do dobrze znanych ról. Próba stworzenia wrażenia wspólnej przestrzeni, wyjścia poza utarte koncepcje nie powodzi się. W tym zabiegu reżysera domyśleć się można pewnej metafory. Otóż jest to metafora nieudanej relacji czy też kontaktu między Obcymi, Innymi, a nawet wykluczonymi. Również architektura przestrzeni w tym spektaklu jest zbudowana na zasadach podziału i wyraża trudności w relacjach międzyludzkich. Mamy metalową kutynę, która dzieli, zza niej dobiegają nas jakieś zniekształcone głosy. Akcja „Zachodniego wybrzeża” toczy się głównie w hangarze, który stanowi centrum świata. Następuje tu przemodelowanie relacji: centrum – peryferie. Para Białych, którzy przyjeżdżają do hangaru nie jest w stanie zrozumieć systemu i zasad funkcjonowania tej społeczności. Mamy tu do czynienia z odwróceniem ról. To Czarni i Kolorowi stanowią centrum, zaś Biali są na peryferiach. Reżyser chciał, by ten hangar był miejscem zawieszonym w pustce, miejscem poza czasem, w jakim żyją imigranci, wykluczeni. Dlatego „władował” tam tyle pary. Para ta kojarzy się trochę z dobrze znanymi kliszami z filmów o Bronksie, gdzie zawsze Czarni stoją wokół dymiących beczek ze smołą. Tę parę i wyziewy rozumieć można jako wyraz ikon związanych z Czarną mniejszością. Bardziej uniwersalnym językiem w spektaklu jest ustawienie przestrzeni, niż same słowa, które są albo długimi monologami albo szybko wypowiadanymi słowami kluczami. Spektakl oddziałuje bardziej na widza obrazami i językiem pozasłownym, nie wymagającym translacji. Zaś język wymaga przekładu, nie jest on dla nas klarowny, oczywisty. Obrazowe klisze kulturowe w tym spektaklu są bardziej uniwersalne niż język, którym posługują się bohaterowie. Spektakl został zrealizowany zgodnie z oczekiwaniami autora tekstu, Koltèsa, który widział teatr jako działanie, zaś język jako taki nie był w nim najważniejszy. W „Zachodnim wybrzeżu” widzimy osiem postaci, i trudno powiedzieć, która z nich jest protagonistą, funkcjonują oni na demokratycznym poziomie, nie można stwierdzić, o której opowiada się historie. Koltès najbardziej interesował się samym momentem spotkania ludzi różnych ras, religii, kultur. Nie interesował go za to zbytnio wymiar humanitarny takiego spotkania. Jego zajmował moment, w którym rodzi się komunikacja, rozmowa. Okazuje się jednak, że ta komunikacja jest niemożliwa. Pierwszym skojarzeniem reżysera był kontekst Romów wrocławskich.
Ale to jest jednak coś zupełnie innego niż problem niezasymilowanych Arabów we Francji. Bo oni, czy też np. Latynosi w Nowym Jorku, absolutnie stanowią część społeczeństwa, są wymieszani z innymi narodowościami. I to właśnie powoduje, że spotkania, o których Koltès pisze, są w ogóle możliwe. A na ile możliwe są nasze spotkania z Romami? I to w innej przestrzeni niż ta wygenerowana przez pewien konflikt, jak to ostatnio miało miejsce we Wrocławiu? To bardzo trudne. Bo jednak Romowie to głównie hermetyczne społeczności, oparte na tradycji i wędrówce, grupy nomadyczne nieprzywiązane do miejsca.
(Gry wstępne z Koltèsem, rozmowa z Borczuchem i Śpiewakiem, Dwutygodnik 116, 2013).