Od końca 2011 r. Stowarzyszenie Nomada rozpoczęło działania mające na celu wsparcie i pomoc migrującej społeczności Romów rumuńskich, osiadłej we Wrocławiu. Kiedy stawiałyśmy pierwsze kroki w zakresie pomocy społecznej – do problemów grupy należy ubóstwo i bezdomność – czułyśmy, że nikt nie ułatwia nam pracy. Wraz z niektórymi przedstawicielami władz miasta nadal podkreślamy potrzebę opracowania wspólnej, międzysektorowej strategii działania w tej kwestii. Niestety, żadna instytucja miejska nie podjęła się do tej pory zainicjowania takiej współpracy i prób rozwiązania problemu. Odpowiedzialność za przyszłe losy społeczności jest przerzucana z wydziału na wydział, z urzędu na urząd. Z oficjalnych wypowiedzi wynika, że sytuacja jest pod kontrolą, a Romowie rumuńscy mają się dobrze – bo istnieją pomagające im organizacje.
Teraz budzi się w nas gorzka świadomość, że brak konstruktywnego wsparcia naszych działań przez instytucje miejskie nie wynika ze stopnia skomplikowania sytuacji czy nietypowości tego wyzwania. Coraz wyraźniej dostrzegamy, że brak strategii i rozwiązań w kwestii sytuacji Romów z Rumunii we Wrocławiu jest skutkiem zaniedbywania polityki społecznej w naszym mieście – i to zaledwie jednym z wielu skutków.
Drastyczne ograniczanie wsparcia miasta dla niezależnych podmiotów – wyręczających władze z realizacji zadań własnych gminy w zakresie świadczenia pomocy społecznej – wydaje się wręcz należeć do „ukrytego programu” współpracy z takimi organizacjami.
Od 11 marca br. śledzimy sytuację zagrożonego eksmisją Ośrodka Interwencji Czasowej dla Bezdomnych „Pierwszy Krok” zarówno w doniesieniach medialnych, jak i w bezpośrednich rozmowach z przedstawicielami ośrodka.
Ze Stowarzyszeniem tym zetknęłyśmy się po raz pierwszy latem ubiegłego roku, poszukując dobrych praktyk, wiedzy i doświadczeń przydatnych przy współpracy z osobami dotkniętymi bezdomnością. Prowadzony przez nie dom pomocy wydał nam się interesującą i inspirującą inicjatywą na tle podobnych instytucji, ponieważ stanowi unikalny w skali Dolnego Śląska projekt oferujący pomoc całym rodzinom, parom, samotnym ojcom i osobom starszym. Taka działalność jest nieoceniona, bo większość noclegowni przyjmuje tylko same kobiety z dziećmi lub mężczyzn. Korzystanie z ich usług może się wiązać z dramatem rozdzielenia z bliskimi. Ironią losu, do ośrodka trafiłyśmy dzięki miejskiej kampanii „Dając pieniądze nie pomagasz” i materiałom wydanym w jej ramach. Figurował tam jako jedna z instytucji budujących „sprawny i wydolny system pomocy społecznej miasta Wrocławia”. Jego istnienie, podobnie jak istnienie innych noclegowni, schronisk i jadłodajni, miałoby stanowić alternatywę dla żebractwa i bezdomności przedstawianych w kampanii jako świadomy wybór. Także jako wybór Romów rumuńskich, najbardziej piętnowanych w medialnych doniesieniach na temat akcji, dla których miejsc w noclegowniach i ośrodkach nie ma. Bo są one już zapełnione przez Polaków i Polki. Żaden ośrodek nie przyjąłby wielopokoleniowej, wielodzietnej rodziny – czy to polskiej, czy imigranckiej – do tego nie zameldowanej we Wrocławiu i nie dotowanej przez MOPS. Nieobecność w ośrodkach pomocowych – wynikająca z niedostosowania tych ostatnich – traktowana jest jako dowód braku chęci zmiany sytuacji życiowej. W chwili obecnej nie wiemy czy istnieją jakiekolwiek decyzje dotyczące migrujących Romów we Wrocławiu. Nie wiadomo jednak również, jakie plany ma magistrat wobec kilkudziesięciu Polaków i Polek zamieszkujących ośrodek Pierwszy Krok. Wydział Zdrowia i Spraw Społecznych dotuje ośrodek i utrzymuje z nim umowę-zlecenie – Wydział Zasobów Komunalnych rozwiązuje umowę najmu. Dotychczasowy budynek przeznaczony jest do wyburzenia jako utrudnienie komunikacyjne prestiżowej inwestycji. Umowę rozwiązano z powodu zaległości czynszowych powstałych po wstrzymaniu na chwilę miejskiej dotacji, kara za każdy dzień nieopuszczania lokalu ciągle naliczana, a mieszkańcy czekają na walizkach nie wiedząc co przyniesie przyszłość, a zajmujące się pomocą im osoby pozostawione są z jasnym przekazem: radźcie sobie sami.
My, organizacje pozarządowe, musimy więc radzić sobie same, jako podwykonawcy obowiązków gminy łagodzący jednocześnie dotkliwość jej polityki. W tej niepisanej strategii władza ogranicza się do zlecenia lub zatwierdzania zadań, które i tak byłyby wykonywane ze względu na wrażliwość społeczną i altruistyczne podejście wszelkiej maści społeczników i aktywistów. Szczytem pomocy jest dofinansowanie projektu, na którym miasto i tak oszczędzi więcej, niż gdyby miało się rozwiązaniem problemów beneficjentów zajmować z własnego ramienia – a taki ma obowiązek. Jeśli jednak pojawi się, przykładowo, możliwość zysku finansowego przewyższającego tą oszczędność – wtedy okazuje się, że chodzi o prostą kalkulację, zamiast o poprawę losów mieszkańców Wrocławia. Wygląda na to, że magistrat ma interes w utrzymywaniu ukazanego w kampanii stereotypu żebraka, tak samo jak w utrzymywaniu stereotypu bezdomnego – petenta noclegowni. Zwalnia to z konieczności szerszego postrzegania rzeczywistości społecznej, z kosztów modernizowania systemu pomocy do nowych wyzwań, z analizy przyczyn i skutków ubóstwa oraz migracji, szukania nowych rozwiązań i rozbudowania strategii wyprowadzania ludzi z bezdomności. Organizacje pozarządowe, posiadające rozeznanie w problemach społecznych i doświadczenie konieczne w ich rozwiązywaniu, pozostają na marginesie: tam, gdzie najwyraźniej jest niezmienne miejsce ich podopiecznych.
Ciężko jest w obecnej chwili dostrzec szansę na zmiany. Przynajmniej, dopóki priorytetem władz miasta nie stanie się poprawa standardu życia wszystkich mieszkańców Wrocławia oraz sięganie do przyczyn społecznych problemów – zamiast usuwania ich z pola widzenia, tuszowania skutków, skupiania się na budowie pozorów służących pijarowi. Słowem, dopóki władza nie przedefiniuje swojej polityki w tym zakresie, której coraz bliżej do miana „antyspołecznej”.